Kolejna z piosenek jednej z moich ulubionych piosenkarek z lat 80. – Belindy Carlisle.
Ma całkiem spokojną melodię, chociaż słowa wcale nie opowiadają beztroskiej historyjki o miłości.
Raczej mam wrażenie, jakbym dostawała dwie opowieści w jednej: pierwsza to jest dosłowna relacja z wypadku na drodze, któremu uległa pewna para. Pokłócili się, jadąc samochodem, stracili kontrolę nad wozem, stoczyli się do rzeki i Ona nie potrafi się wydostać. Tak naprawdę pod tą opowieścią o rzekomym wypadku drogowym kryje się historia dziewczyny, która zabrnęła w trudny, burzliwy związek, „zainwestowała” w niego mnóstwo sił i czasu, a jej Druga Połówka zaczyna mieć w tym momencie wątpliwości „czy warto to ciągnąć”. Ona mówi mu na to, że zabrnęła za daleko i by darował sobie takie rozważania, a zamiast nich pomógł jej poskładać i ponaprawiać, co tylko się da w ich relacji. Czy On jej posłucha? A może przekona ją, by odpuścić? Chyba się tego nie dowiemy, chociaż swoje teorie każdy z nas może mieć, nie?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz