Ta piosenka powstała lata temu, jako akcja charytatywna grupy muzyków. Nagrali ją by pomóc ludziom, którzy przeżyli jakiś kataklizm (trzęsienie ziemi albo tsunami, już nie jestem pewna). Mówi o tym, że wszyscy jesteśmy jedną, wielką, Bożą rodziną i dlatego musimy sobie nawzajem pomagać.
Tylko z tą pomocą to czasami jest kłopot, bo można ją niejednoznacznie zdefiniować. Ostatnio pokłóciłam się o to trochę z koleżanką. Używając znanego porównania, ja chętnie nauczę łowić ryby, dam wędkę i książkę kucharską z przepisami na dania rybne, nawet razem z kimś wypłynę łodzią na jezioro. Dla niej to się nie liczy. Ona chce dostać upieczoną rybę z duszonymi ziemniaczkami i surówką z kiszonej kapusty podane na złotym talerzu i białym obrusie. Dopiero to nazywa pomocą. Kiedy nie dostała ode mnie gotowego obiadku, odczuła to jako odmowę pomocy i chyba się na mnie trochę obraziła… A wszystko przez to, że inaczej rozumiemy „pomaganie”.
A Wy? Jak je rozumiecie? Bliżej Wam do Jej definicji, czy do mojej? A może to zależy od sytuacji?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz