Złapał mnie dwa dni pod rząd konkretny deszcz (w tym raz prawdziwa burzowa ulewa z piorunami) i z tej okazji daję kolejną „deszczową piosenkę” (obok „Summer rain” i „Rhythm of the rain”).
Bardzo lubię melodię tej piosenki. Tak jak na obrazku, kiedy ją słyszę, mam ochotę biec przed siebie, w stronę słońca, albo gdzie mnie tam nogi poniosą. Był czas, kiedy żadna domówka z moimi kolegami nie mogła się bez niej obyć.
Co do słów, to jak to określił jeden z moich kumpli „hardkorowa poezja”. Wolę prostsze wyrażanie swoich uczuć, bez wymyślnych porównań i innych ekscentrycznych zabiegów stylistycznych, wywołujących zawroty głowy u polonistów. Z drugiej strony w tym paplaniu o przejażdżkach po tęczy na deszczowym niebie jest coś słodkiego, uroczego i niedorzecznie romantycznego, prawda?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz