Ta piosenka brzmi dla mnie jak list miłosny. Gdy ją słyszę, wyobrażam sobie wiktoriańską damę, siedzącą przy swoim eleganckim sekretarzyku z gęsim piórem w dłoni, kaligrafującą czułe słówka na swojej ulubionej papeterii w czerwone róże.
„Mój Najdroższy,
u mnie znowu pada deszcz, jest tak szaro, zimno i ponuro. Usycham z tęsknoty za Tobą i wspominam nasze ostatnie spotkanie. Gdy jesteś ze mną, nawet takie deszczowe dni są piękne. Spacerowalibyśmy po parku, rozmawialibyśmy o wszystkim i o niczym, szeptalibyśmy sobie słowa miłości, a ja z każdą chwilą zakochiwałabym się w Tobie coraz bardziej i bardziej, aż do szaleństwa, do utraty zmysłów.
Czy i Ty tak bardzo za mną tęsknisz?
Kochająca…”
Może wspomniana dama potrafiłaby ubrać to w bardziej poetyczne słowa, ale tak mniej więcej brzmiałby ich sens.
Ciekawe, co odpowiedziałby na ten list jej ukochany. Czy napisałby o równie silnych emocjach, przyjechałby zaraz po jego przeczytaniu do niej na białym rumaku (lub skrzydłach miłości), a może przestraszyłby się intensywności jej uczuć i zrobił w tył zwrot? Jak myślicie?